W naszym akademiku przygotowaliśmy piwnicę. Było tam niebezpiecznie, ale psychicznie łatwiej, gdy jesteś w piwnicy, na materacu, z przyjaciółmi obok. Przeżywaliśmy, jedliśmy, kąpaliśmy się i mieszkaliśmy tam przez dwa tygodnie. Każdej nocy, kiedy zasypialiśmy, nie wiedzieliśmy, czy obudzimy się rano. Wszystkie drzwi w akademiku trzęsły się od eksplozji.
3 marca pocisk trafił w nasz akademik. Cudem wszyscy przeżyliśmy, ale nie mogliśmy już tam pozostać. Musieliśmy zastanowić się, dokąd iść, co dalej… Tego samego dnia udało mi się skontaktować z tatą. Dowiedziałam się, że nasz dom spłonął, ale wszyscy przeżyli i trafili do schroniska.
Nasz akademik został ewakuowany do innego miasta, gdzie było bezpieczniej. Zabrano nas nad Dniepr i tam nas wysadzono. Wraz z moją dziewczyną postanowiliśmy bez zastanowienia udać się do Lwowa, ponieważ było to najbezpieczniejsze miejsce, blisko granicy z Polską. Zamieszkaliśmy w hali sportowej, przystosowanej dla uchodźców. Mój przyjaciel stale powtarzał, że powinniśmy udać się do Polski. Brakowało wieści od rodziny, czekałam na telefon z jakąkolwiek informacją. Pewnego dnia odezwano się do mnie i poinformowano, że na podwórku, gdzie przebywali mój ojciec i brat, doszło do nalotu. Mówili, że są ranni, ale brakowało szczegółów. Ta informacja była bodźcem do wyjazdu do Polski, aby zarobić pieniądze na ich powrót do zdrowia i pomóc, jak tylko mogę. Następnego dnia przyjechaliśmy do Warszawy, do Polski. Polscy rodacy nas gościnnie przyjęli i pomogli mi oraz mojemu przyjacielowi znaleźć pracę. Pracowałam w ośrodku dla uchodźców z dziećmi. Ta praca była naszym zbawieniem. Dzięki dzieciom zapomnieliśmy o tym, co się działo, przywróciły nam radość i wiarę w życie. Przez trzy miesiące pracowałam i szukałam informacji o moim bracie i ojcu. W maju przekazano mi, że mój ojciec i brat zginęli w nalocie 13 marca. W tym momencie umarłam psychicznie. Wszystkie moje plany runęły w jednej chwili. Moja rodzina została zniszczona, nie ma domu, a całe moje życie zaczyna się od nowa. Zawsze pragnęłam wolności, ale nigdy nie chciałam takiej wolności. Dzięki wychowaniu od moich rodziców nie poddałam się i nadal żyję. Praca z dziećmi dała mi siłę. Dzieci leczą, pomagają wrócić do zdrowia.
W tym etapie życia jestem w dobrym stanie psychicznym. Znam wartość życia i bronię jej. Troszczcie się o swoich bliskich, bo nigdy nie wiecie, kiedy może nadejść wasze ostatnie spotkanie.